30 kwietnia w mieszkaniu Petra Uhla spotkał się Jasiński z Ludvíkiem Vaculíkiem. W czasie rozmowy Jasiński poinformował Vaculíka o stworzeniu nowego ugrupowania wrogich sił pod nazwą „Grupa Solidarności Polsko-Czechosłowackiej” [Skupina polsko-československé solidarity]. Chodzi o jakościowo nowe ugrupowanie, które jako pierwsze występuje na platformie internacjonalizmu i stawia sobie za cel zjednoczenie grup przeciwnika wewnętrznego u nas i w PRL. Organizacyjnie ugrupowanie to nawiązuje do dotychczas sporadycznych kontaktów mających miejsce od 1981 roku, z zamiarem stworzenia mocniejszej struktury organizacyjnej. Chodzi o autonomiczną grupę roboczą, która jest niezależna od dotychczasowych ruchów i inicjatyw. Przedmiotem jej działalności ma być wzajemna wymiana informacji, doświadczeń, niezależnych dzieł kulturalnych, kaset, wideokaset itp.
Praga, maj
Petr Blažek, Grzegorz Majewski, Granica przyjaźni, „Karta” nr 45/2005.
W czerwcu 1988 przyszedł do mnie Piotr Golema [uczestnik Ruchu „Wolność i Pokój” z Wrocławia] i namawiał na wyjazd z bibułą na przerzut. Nie bardzo mi się chciało, ponieważ byłam po kolejnej odsiadce 48 godzin. W końcu jednak się zgodziłam, bo miałam nadzieję na bezproblemowy przerzut.
[12 czerwca] jechaliśmy spokojnie pociągami, potem kolejką na Kopę. Byliśmy często sprawdzani przez wopistów. Szliśmy sobie powoli. Gdy tylko przywitaliśmy się z Czechami, zaraz wyskoczyli wopiści. Przewieźli nas na komendę w Szklarskiej Porębie. Zamknęli nas z Czechami w świetlicy.
Żołnierze byli bardzo dumni — pewnie liczyli na urlopy. Starali się nam dokuczać, straszyli więzieniem. Odpowiadałam im, że są głupi i że grozi nam najwyżej 48 godzin. Czesi byli strasznie zdenerwowani, im rzeczywiście groziło więzienie. Prosiłam wopistów o papierosy dla nich. Dali mi kilka. Jeden z Czechów strasznie dużo palił.
Potem zabrali mnie na strażnicę do Szklarskiej. Tam spędziłam noc. Byłam bardzo zdenerwowana z powodu Czechów; z wściekłości walnęłam jedzeniem w drzwi. Strażnicy wmawiali mi, że robię głodówkę. Rano przyjechała po mnie esbecja. I znów odsiedziałam 48 godzin. [Zatrzymani Czesi — Jachým Topol i Ivan Lamper — także zostali zwolnieni po kilkudziesięciu godzinach.]
Karkonosze, 12 czerwca
Petr Blažek, Grzegorz Majewski, Granica przyjaźni, „Karta” nr 45/2005.
Była to wspólna akcja, choć Czechów nie widzieliśmy. Szliśmy w kilku grupach. Wyruszyliśmy z Bierutowic, które nie były obstawione przez esbecję. Obstawiony był za to wyciąg w Karpaczu. Wyszliśmy na trasę na równi pod Śnieżką, na Drogę Przyjaźni Polsko-Czechosłowackiej. Tam przebraliśmy się w koszulki, mieliśmy jakieś hasła — było widać, że organizujemy akcję. Było nas tam nie więcej niż 10–15 osób. Pamiętam, że pogoda była paskudna, miałem na sobie żółtą fosforyzującą kurtkę. A tu nagle z krzaczków wybiega ekipa dobrze zbudowanych panów w dresach i tenisówkach. Była duża mobilizacja straży granicznej, czekały już na nas nyski, budy. Spotkaliśmy tam resztę ekipy — Jasińskiego, Piniora i innych. Gdzieś nas jeszcze wieźli, więc był „wesoły autobus”.
Akcja się powiodła: zmobilizowaliśmy ogromne siły SB i straży granicznej do spacyfikowania manifestacji w obronie Karkonoszy.
Warszawa 2005
Petr Blažek, Grzegorz Majewski, Granica Przyjaźni, „Karta” 45/2005.
Do protestacyjnej akcji ekologicznej „Ratujmy Karkonosze” [zorganizowanej przeciwko degradacji ekologicznej gór] podzieliliśmy się na grupy. Ja jechałam z Jolantą Skibą. Ponieważ wyciąg nie działał, poszłyśmy pod nim na górę. Pod Małą Kopą weszłyśmy do schroniska po coś do picia. Od razu zauważyłyśmy mnóstwo esbeków. Cały czas miałam wrażenie, że nas śledzą. Góry były obstawione.
Miałyśmy ze sobą oświadczenie, które mieli podpisać wszyscy uczestnicy protestu. Gdy doszłyśmy do miejsca spotkania, zobaczyłyśmy uczestników akcji w strojach z napisami „Ratujmy Karkonosze” — po polsku i czesku. Dobiegłyśmy do grupy. Zaczęłyśmy natychmiast zbierać podpisy pod oświadczeniem. Esbecja siedziała nam na karku. Zaczęliśmy uciekać. My z Jolą byłyśmy najdalej, żołnierze na postrach wystrzelili kilka razy z karabinów. Byłyśmy przestraszone. Wpadłam na esbeka. Zatrzymano nas.
Warszawa 2005
Petr Blažek, Grzegorz Majewski, Granica Przyjaźni, „Karta” 45/2005.
Gdy zostałam zaproszona na niezależny festiwal zorganizowany przez Solidarność Polsko-Czechosłowacką we Wrocławiu w listopadzie 1989, kupiłam bilet lotniczy do Warszawy — to, co było za granicą Czechosłowacji, było dla mnie tak odległe, że nawet nie przyszło mi do głowy popatrzeć na mapę. Skutki tego okazały się bardzo dobre, bo gdybym wsiadła do pociągu do Wrocławia, nigdy bym tam nie dotarła. A tak udało mi się dotrzeć, jako jedynej z byłych rzeczników Karty 77. To, co przeżywałam podczas festiwalu, w dużej mierze mnie ukształtowało. Kiedy chodziliśmy po Wrocławiu, miasto tonęło we mgle. Z mgły wyłaniały się grupy ludzi i praktycznie wszyscy mówili po czesku. Ja to odbierałam jako owoce pracy działaczy. Nagle w polskim mieście jest jakieś cztery tysiące młodych ludzi z Czech i Słowacji. Ilu z nich po dwóch tygodniach było w Pradze na demonstracji, która rozpoczęła Aksamitną Rewolucję? Wielu z tych, którzy poczuli tutaj samk wolności, nie chciało już wracać do tego samego baraku. Chcieli zmian.
Warszawa, październik 2002
Pamięć wyszehradzka, „Karta”, nr 37/2003.